Seans z udziałem włoskiego medium - Eusapii Palladino, która w roku 1893 została zaproszona do Warszawy. Z wielkim powodzeniem prowadziła seanse spirytystyczne, w których brał udział m.in. Bolesław Prus.
W poł. XIX wieku niejakie siostry Fox nawiązały kontakt z duchem. Bezpośrednią interakcję poprzedzały ruchy mebli, pukanie stołu i inne zjawiska, którymi kierowała niewidzialna siła. W 1848 roku jedna z sióstr poprosiła ducha, aby objawił się i od tego czasu nawiązany został stały kontakt, który siostrom przyniósł rozgłos, pieniądze i sławę mediów*, a społeczeństwu wiarę, że zmarli mogą porozumiewać się z żywymi. Jednocześnie zaczęto zastanawiać się nad przyczyną tych - wychodzących poza granicę ludzkiej pojmowalności - zjawisk, bowiem na seansach spirytystycznych osiągano rzeczy zupełnie wykraczające poza zdolności i wiedzę osób obecnych na spotkaniach, a nawet sprzeczne z ich wolą, więc zakładano, że pochodzą one od jakichś istot niewidzialnych.
Na fali tych wydarzeń okazało się, że wielu ludzi posiada zdolność komunikacji z duchami, toteż w USA już w 1854 roku liczba czynnych mediów osiągnęła liczbę 30-40 tysięcy, a w kolejnych dziesięcioleciach XIX wieku moda na seanse spirytystyczne dotarła także do Europy, stając się jedną z popularniejszych rozrywek tamtych czasów.
Na fali tych wydarzeń okazało się, że wielu ludzi posiada zdolność komunikacji z duchami, toteż w USA już w 1854 roku liczba czynnych mediów osiągnęła liczbę 30-40 tysięcy, a w kolejnych dziesięcioleciach XIX wieku moda na seanse spirytystyczne dotarła także do Europy, stając się jedną z popularniejszych rozrywek tamtych czasów.
Kadr z filmu Doktor Mabuse z 1922 roku.
Właściwie nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie czy spotkania związane z wywoływaniem duchów traktowano jako dobrą zabawę czy poważne naukowe eksperymenty, które miały potwierdzić możliwość nawiązania kontaktu z zaświatami. Pewnym jest, że ekspansja zjawiska wirujących stolików była bezpośrednio związana ze spirytyzmem, czyli doktryną stworzoną w poł. XIX wieku przez francuskiego naukowca znanego jako Allan Kardec, który głosił, że istnienie życia po śmierci może być udowodnione doświadczalnie. Jego idee trafiły na podatny grunt. XIX wiek był czasem, kiedy Europa - najogólniej mówiąc - przeistaczała się. Ówczesny świat stał na rozdrożu, coraz szybszy rozwój nauki i techniki, to co ogólnie można by nazwać racjonalizmem i sceptycyzmem, rodziło jednocześnie pytania o sens egzystencjalny, szeroko pojętą duchowość i możliwość kontaktu z czymś niematerialnym, na co odpowiedzią stało się zjawisko spirytyzmu. Dodatkowo zakładano, że istnienie życia po śmierci można udowodnić naukowo, stąd brało się wielkie zaangażowanie naukowców w opracowanie naukowej metody, która pozwoliłaby bezstronnie podnieść spirytyzm do rangi nauki, a na wszystkich ważnych seansach (ze światowej sławy mediami, ale także lokalnie) obecni byli ludzie związani z nauką, którzy mieli niejako potwierdzać ich prawdziwość oraz badać co się właściwie wtedy dzieje (np. wydzielanie przez media ektoplazmy). Allan Kardec twierdził, że spirytyzm będzie naukowy, albo nie będzie go wcale. Krytycznie do spirytyzmu odnosił się także komunizm (co jednocześnie tłumaczy upadek ruchu spirytystycznego w Polsce w czasach powojennych), oraz Kościół katolicki. W 1898 r. Stolica Apostolska wydała nawet dekret, w którym próby nawiązania kontaktu z duchami całkowicie potępiono, a to właśnie bezpośredni kontakt ze zjawami, namacalne wręcz zbliżenie do świata duchowego był tym, co najbardziej przyciągało ludzi do tej nowej formy wiary.
......
Polska, jak długa i szeroka, już pod zaborami - kiedy wywoływanie duchów było oficjalnie zabronione (chociaż w warszawskich seansach brał ponoć udział sam generał-gubernator Iosif Hurko) - uczestniczyła w tej swoistej modzie na wirujące stoliki. Pierwszy zarejestrowany na ziemiach polskich seans, miał miejsce w 1853 r. w Krakowie - zaprotokołowano podczas niego dwukrotne przesunięcie stołu, a już pod koniec XIX wieku (w miarę wzrostu apetytu uczestników), kryterium udanego seansu stała się materializacja zjawy. Modę na duchy natychmiast podchwyciły lokalne gazety, które poświęcały paranormalnym zjawiskom całe rubryki, producenci stołów do wywoływania duchów, które nie miały w konstrukcji ani jednego gwoździa, oraz wytwórcy wszystkich tych gadżetów dzięki którym seanse mogły mieć niesamowitą, tajemniczą oprawę.
Rzekome odlewy ręki w parafinie, pozostawiony przez zjawy materializujące się się na seansach Franka Kluskiego.
Także w Polsce starano się do problemu spirytyzmu podejść w sposób naukowy, a największym jego badaczem był Julian Ochorowicz - wynalazca, filozof, psycholog, a także teoretyk pozytywizmu i wielki sceptyk. Uważał on, że duchy pojawiające się w czasie seansów są wytworem psychiki mediów. Zjawiska mediumiczne tłumaczył mało znanym lub nieznanym w ogóle działaniem siły myśli, uczuć i woli, a także oddziaływaniem niewidzialnych energii. Sądził też, że myśli i wyobrażenia mediów mogą w wyjątkowych wypadkach same wywoływać zjawiska słuchowe, wzrokowe i czuciowe. Teorię tę określił mianem ideoplastii.
W latach 1909-1912 Ochorowicz eksperymentował z medium - Stanisławą Tomczykówną, która rzekomo potrafiła unosić przedmioty siłą umysłu (w 1910 roku magik William Mariott z powodzeniem powtórzył te eksperymenty z pomocą ukrytych nici). Jednak wielu rzeczy, które potrafiła Tomczykówna nie udowodniono, jak chociażby tego, że podczas jednego z eksperymentów, medium wywołało na błonie fotograficznej - zwiniętej w rulon i włożonej do butelki - obraz dłoni. Podczas seansów zrobiono też zdjęcia małej Stasi. Była to zjawa dziewczynki, którą Tomczykówna przywoływała i która - według Ochorowicza - była personifikacją jej podświadomych wspomnień.
Eusapia Palladino i tańczący stolik.
Z kolei najsłynniejszym polskim medium był Teofil Modrzejewski, który występował pod pseudonimem Franek Kluski. Podczas prowadzonych przez niego seansów przedmioty z oddalonych miejsc unosiły się w powietrze i zmieniały miejsce położenia, siłą umysłu zapalał lampy elektryczne, nakręcał zegary w sąsiednich pokojach, a nawet pisał komunikaty z zaświatów na maszynie (nierzadko w obcych językach) bez dotykania klawiszy. Za jego sprawą zmarli własnym charakterem pisma przekazywali wiadomości dla uczestników seansu. Jednak największą sensacją seansów Kluskiego były materializacje. Materializowały się zjawy osób zmarłych lub żywych - pogrążonych we śnie. Raz był to nawet średniowieczny lekarz, który zmierzył uczestnikom puls. Duchy nawiedzające miejsce seansów pozostawiały także odciski swoich kończyn w parafinie, poza tym uczestników odwiedzały ptaki, zwierzęta podobne do lwów, a nawet człowiek pierwotny. Z relacji świadków wynika, że była to istota niezwykle silna, która potrafiła z łatwością przesuwać po pokoju bibliotekę pełną książek. Mimo iż jej zachowanie świadczyło o niskiej inteligencji, nie było w nim nic złośliwego. Ogółem podczas 650 materializacji, doliczono się 250 różnych widziadeł.
......
A jeżeli macie ochotę na kolejny wpis z gatunku niesamowitości, odsyłam do Galerii potworów. Możecie tam poczytać o XIX-wiecznych gabinetach osobliwości i obejrzeć różne deformacje ludzkiego ciała. Tak przy okazji: to mój ulubiony wpis halloweenowy, jaki kiedykolwiek pojawił się na blogu.
......
A jeżeli macie ochotę na kolejny wpis z gatunku niesamowitości, odsyłam do Galerii potworów. Możecie tam poczytać o XIX-wiecznych gabinetach osobliwości i obejrzeć różne deformacje ludzkiego ciała. Tak przy okazji: to mój ulubiony wpis halloweenowy, jaki kiedykolwiek pojawił się na blogu.
Zdjęcie z seansu u Franka Kluskiego.
* ostatecznie Margaret Fox przyznała się od oszustwa. Puknięcia, którymi fascynowali się uczestnicy seansów, okazały się być niczym innym, jak odpowiednim zginaniem stawów palucha (dużego palca u nogi).